Pisałam o miłości z dzieciństwa, o przewijających się motywach kaszubskich. Posłuchajcie.....
W czasach kiedy dorastałam każdy gadżet był na wagę złota, jako dzieci mieliśmy ich mało, dlatego tak bardzo je docenialiśmy. Pierwsze misie kupowane w kioskach, zabawka-mikser do shake'ów wypróbowany na przydomowych zielskach. Swoją drogą mielenie traw było przyjemną rzeczą, dopóki do tej zupy nie dodałam piasku. Mikser przeżył jeden dzień :( Ale to już inna historia.
Dzieciaki miały wtedy swoje, jakże pięknie dziś nazywane "garnitury śniadaniowe". Krótko mówiąc, była to zastawa stołowa dla dzieciaków: miseczka, talerzyk, kubeczek w jakiś kolorowy motyw. W naszej szafce były dwa.
Pierwszy z króliczkiem służył jako karta przetargowa mamy do jedzenia przede wszystkim zupy:
- Jedz, bo króliczek pod same uszy ma zupę! Wiosłuj szybko, żeby się nie topił!
- Jedz, bo króliczek pod same uszy ma zupę! Wiosłuj szybko, żeby się nie topił!
I biedne dziecko przejęte losem także biednego króliczka, ratowało go z obiadowej opresji.
Druga zastawa była bardzo kolorowa i co tu dużo mówić, wyglądała tak:
Dostałam ją ostatnio od mamy dla swojej córki. Szykując herbatę w tym małym kubeczku i kładąc kanapki na ten talerzyk zawsze wraca do mnie sentyment dziecinnych lat.
Co prawda czas odcisnął swoje piętno na naczyniach, ale ich urok pozostał.
Przekonuję się, że te drobne przemyty ludowych wzorów miały na mnie swój wpływ.
Niestety mój zestaw obiadowy od cioci nie przetrwał... tez był z ludowym motywem , ale już nie pamiętam jakim - porcelana z Ćmielowa ??
OdpowiedzUsuńTo był prezent na Pierwszą Komunię :):)