Wiele prac, które wędrują spod moich rąk do znajomych ma swoją historię. I tak było też tym razem. Czerwcową część urlopu postanowiliśmy spędzić w Stajni Zamczysk , by w ciszy oderwać się na chwilę od rzeczywistości. Do tego miejsca przymierzałam się już jakiś czas, urabiając męża, by przy okazji tam wskoczyć. Nie bez powodu, bo była to jednocześnie okazja do odświeżenia znajomości z koleżanką z podstawówki (Księżniczką w kaloszach) . Nasze zbieranie się trochę trwało, bo w małżeństwie najtrudniej zgrać się z urlopami... Plany stawały się powoli rzeczywistością i w końcu ruszyliśmy. Co prawda mąż był przerażony odpoczynkiem bez elektroniki (czyt. komputer, internet, tv), ale koniec końców przeżył i to z pozytywnym wrażeniem. Paulina wiedziała o moich zainteresowaniach, więc wspomniała, żebym wzięła hafciarskie przyrządy i pokazała jej co nieco. Zresztą jeśli chodzi o folkor, to myślę, że nadajemy na podobnych falach. Robótki i tak były spakowane, ale dorzuciłam do nich kil