Przejdź do głównej zawartości

Wielkanocne kartki - checked!

Żeby tradycji stało się zadość przed świętami plan wygląda następująco: 
stworzyć kartki, 
wypisać kartki, 
zaadresować kartki, 
wysłać kartki. 

Dziś ostatni etap miał swój finał i wielkanocne życzenia powędrowały w świat.
Mam nadzieję, że niektórzy przymkną oko na dziwnie naklejony znaczek, ale to zadanie wykonywał mój mały nieoceniony pomocnik.

A teraz trochę statystyki. 
Na te święta powstały 42 kartki, 2 z nich powędrowały za granicę. Korzystałam z napisów Heartwork i Digi stempli od Wikuchy.

Prezentują się następująco:










Jedna na bogato:


 
Przy takiej ilości i dość ograniczonych czasowo wieczorach nie są super wymyślne.
W prostocie jednak siła i mam nadzieję, że adresatom przypadną do gustu.
O każdym z nich ciepło myślałam, więc to jest największa wartość dodana do pracy przy kartkach.

A że ręka odpada od ręcznego pisania to znak nowych czasów, gdzie palce raczej dostosowują się do różnych klawiatur.

Wierzę, że kartka ma zdecydowanie większą siłę życzeń niż sms, bo poświęcić jej trzeba więcej czasu, a co za tym idzie dłużej jej adresata ma się w głowie, bo z myślą o nim powstaje.

Komentarze

  1. Dokładnie w prostocie siła, są śliczne. Strasznie fajny jest ten ażurowy zajączek na błękicie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Napracowałaś się ogromnie i wyszły cudne karteczki. Zdrowych, spokojnych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękne karteczki, a ręcznie pisane życzenia to prawdziwy skarb! Wszystkiego dobrego z okazji Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zepsuję Wam niespodziankę dziewczyny, ale wypatrujcie listonosza, bo i do Was fruną :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aguś dostałam :), bardzo dziękuję.
    Wesołych Świąt :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Agnieszko bardzo, bardzo serdecznie Ci dziękuję za prześliczną karteczkę i ciepłe życzenia:-)
    Wszystkie karteczki są zachwycające!
    Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziewczynka i kogut - pierwsze parkowanie nici

Nastolatki miewają stany fascynacji i uwielbienia graniczącej z obłędem. Nie mogą spać, nie mogą jeść, głowę zaprzątają tylko myśli o "tym czymś", tak ważnym, że nic innego się wtedy nie liczy. Podobnie mówią o koniach, które z klapkami na oczach biegną w jednym kierunku i nie zatrzymają się, póki nie osiągną celu. Niestety i mi się to niedawno przytrafiło. Opętał mnie jeden wzór, przepięknie opracowany przez Olgę Sotnikovą - Dziewczynka i kogut. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, bo wyraża sielskość, niewinność, trud pracy, historię... Urzekł prostotą obrazu i najzwyklejszym pięknem codzienności. Dziewczynka z kogutem chodziła za mną od jesieni. Nici skompletowane leżały w szafce, a ja przebierałam nogami, żeby tylko zacząć pracę nad tym uroczym obrazkiem. Ale po drodze święta i robienie pocztówek, małe rodzinne perypetie chorobowe i tysiąc innych drobiazgów. A w głowie tylko przewijała się myśl: "kiedy w końcu będzie czas na dziewczynkę?". St

Tradycyjny "język haftu"

Czy wiedzieliście, że haftem można pisać? W opracowaniu dotyczącym symboliki zawartej na ukraińskich ręcznikach obrzędowych znalazłam "język haftu". To swego rodzaju pismo obrazkowe, a jak wiadomo, to najstarsza forma zamykania słów na długi czas. Nie są prawda wykute na skale, ale stworzone igłą i nitką. Zgodnie z tradycją pierwsze ręczniki otrzymywało się po urodzeniu. Była na nich rozpisana data urodzenia właśnie przez haft. Wersy oznaczające liczby, litery, wyrazy, można było odczytywać znając oczywiście symbolikę. Zaciekawiona, że można przez geometryczne wzory cokolwiek napisać, krążyło mi po głowie jak tego użyć. Myśli co prawda ucichły na dłuższy czas, ale dnia pewnego odezwała się do mnie Ania z pomysłem wykonania metryczki. Najpierw podsunęłam jej myśl umieszczenia starych symboli określających "matkę", ale zapalona żaróweczka przypomniała o białoruskim opracowaniu. Koncepcja zeszła na zupełnie inne tory, a zaufanie do mojej wizji dodało wiatru w ż

Perebory - podlaskie skarby

Strych - niesamowite miejsce owiane nutą tajemnicy. Docenia się go po upływie czasu. Wrzucane na bieżąco rzeczy nieprzydatne na dany moment stoją zapomniane, osiada na nich kurz, póki ktoś nie postanowi zdmuchnąć go i na nowo odkryć starocie. Mieszkanie w bloku ma swoje plusy. Brakuje w nim jednak dwóch ważnych miejsc, które są w domach: ogrodu i strychu właśnie. Zawsze zazdroszczę mieszkańcom domów stojących już od jakiegoś czasu, że mają do nich dostęp. Pamiętam, że jako dzieci uwielbialiśmy z rodzeństwem tą wspinaczkę po schodach jak na Mount Everest i docieranie do najlepszego miejsca zabawy w całym domu. Z dumną pralką Franią, książkami, ubraniami, domowymi sprzętami. Być może ten obraz wyidealizował się w pamięci, a czas go dodatkowo podkolorował, ale wrażenia z przebywania na strychu dalej tkwią w sercu. Podlasie ma w sobie wiele takich nieodkrytych i z czasem zakurzonych skarbów, których miejsce nie jest na strychu, ale w głównym pokoju. W południowej części, blisko Białe