Przejdź do głównej zawartości

Ania + Andrzej = WNM

Mówią, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. 
Ja tam swoją uwielbiam, chociaż nie spotykamy się tak często, jakbym tego chciała. Mało tego, po naszym ślubie ta rodzina mocno się rozrosła z racji, że mąż dołożył do niej swoją familię. 
Każdy z jej członków to inna osoba - ze swoimi zaletami i indywidualny charakterem. Do każdej z nich mam ogromny sentyment, bo wiążą nas różne rzeczy. 
Jak to w rodzinie - przekrój wiekowy jest ogromny. Nasi bracia, również i rodzeństwo stryjeczne, w przeważającej większości mają już swoje drugie połówki i małe szkraby. 
Zdarzy się jednak jeszcze jakiś rodzynek, który wymarzy sobie ślub z bajki.

Kiedy dostaliśmy zaproszenie na uroczystość w najważniejszym dniu Ani i Andrzeja, nie zastanawialiśmy się długo czy na nim będziemy. Dla mnie było to oczywiste jak 2 + 2 = 4, bo i parafrazując A + A = WNM.
Andrzej jest z rodziny mojego męża, a ten zawsze opowiada o nim z ogromnym sentymentem i z miłymi wspomnieniami wraca do czasów kiedy jeszcze byli dzieciakami.

Zaproszenie na ślub i wesele, które trafiło do naszych rąk było nieprzekombinowane, w dobrym guście i w ciekawej kolorystyce. Słowem - eleganckie. Wiedziałam, że kartka dla Ani i Andrzeja musi nawiązywać do wybranej przez Młodych palety barw. Przeszukując kieszenie Wujka Google znalazłam w nich nawet motyw nawiązujący do serca z zaproszenia. Dopasowałam do siebie papiery, kwiaty, inne dodatki i voila! 





Kartkę udało mi się wykonać kilka dni wcześniej, ale wypisywanie jej niestety zostawiłam na ostatnią chwilę. A jak to bywa z rzeczami robionymi na szybko - nie obyło się bez perypetii - ale i w tym pomogły mi niezawodne osoby (świadku Maćku - dziękuję i o wszystkim cicho sza!)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Podlasiem inspirowane (3) - haftowana okładka

Podlasie potrafi zachwycać.  Odkrywam coraz to nowe motywy, które skupiają na sobie uwagę nie pozwalając o sobie zapomnieć. Kiedy w ręce po raz pierwszy wpadł mi "Wzornik tradycyjnych haftów i koronek ręcznika ludowego. Haft krzyżykowy" jeden wzór wyróżnił się na tle pozostałych. Nic dziwnego, że pojawił się na okładce publikacji.  Wiedziałam, że kiedyś i ja go zrobię. Kolorystyka haftu może nasunąć skojarzenia z motywami ukraińskimi. I myślę, że daleko od prawdy byśmy nie odbiegli, bo Podlasie jest niezwykłą krainą, gdzie przeplatają się różne narodowości i mniejszości, a im bliżej wschodniej granicy, tym więcej widzi się wspólnych cech. Szczególnie w starym wzornictwie. Haftowanie krzyżykami jest też jedną ze starszych form - ustępuje mu tylko haft tkacki, z którego Podlasie zresztą słynie. Pojawiające się na jasnym płótnie ludowych ręczników czerwono-czarne barwy mają nie tylko wartość estetyczną. Wkraczają tu magiczne elementy: dla przykładu największe znacze...

Tradycyjny "język haftu"

Czy wiedzieliście, że haftem można pisać? W opracowaniu dotyczącym symboliki zawartej na ukraińskich ręcznikach obrzędowych znalazłam "język haftu". To swego rodzaju pismo obrazkowe, a jak wiadomo, to najstarsza forma zamykania słów na długi czas. Nie są prawda wykute na skale, ale stworzone igłą i nitką. Zgodnie z tradycją pierwsze ręczniki otrzymywało się po urodzeniu. Była na nich rozpisana data urodzenia właśnie przez haft. Wersy oznaczające liczby, litery, wyrazy, można było odczytywać znając oczywiście symbolikę. Zaciekawiona, że można przez geometryczne wzory cokolwiek napisać, krążyło mi po głowie jak tego użyć. Myśli co prawda ucichły na dłuższy czas, ale dnia pewnego odezwała się do mnie Ania z pomysłem wykonania metryczki. Najpierw podsunęłam jej myśl umieszczenia starych symboli określających "matkę", ale zapalona żaróweczka przypomniała o białoruskim opracowaniu. Koncepcja zeszła na zupełnie inne tory, a zaufanie do mojej wizji dodało wiatru w ż...

Perebory - podlaskie skarby

Strych - niesamowite miejsce owiane nutą tajemnicy. Docenia się go po upływie czasu. Wrzucane na bieżąco rzeczy nieprzydatne na dany moment stoją zapomniane, osiada na nich kurz, póki ktoś nie postanowi zdmuchnąć go i na nowo odkryć starocie. Mieszkanie w bloku ma swoje plusy. Brakuje w nim jednak dwóch ważnych miejsc, które są w domach: ogrodu i strychu właśnie. Zawsze zazdroszczę mieszkańcom domów stojących już od jakiegoś czasu, że mają do nich dostęp. Pamiętam, że jako dzieci uwielbialiśmy z rodzeństwem tą wspinaczkę po schodach jak na Mount Everest i docieranie do najlepszego miejsca zabawy w całym domu. Z dumną pralką Franią, książkami, ubraniami, domowymi sprzętami. Być może ten obraz wyidealizował się w pamięci, a czas go dodatkowo podkolorował, ale wrażenia z przebywania na strychu dalej tkwią w sercu. Podlasie ma w sobie wiele takich nieodkrytych i z czasem zakurzonych skarbów, których miejsce nie jest na strychu, ale w głównym pokoju. W południowej części, blisko Białe...