Z ogromną przyjemnością haftuję dzieciaczki, chociaż wolny czas wcale nie jest łaskawy. Przegrywa często z pracą i ze zmęczeniem.
W sezonie wakacyjnym, jak na ironię, wolnych chwil u mnie jak na lekarstwo, bo to czas imprez, a co za tym idzie - mnóstwa służbowych obowiązków.
Udało mi się na szczęście wziąć urlop w sierpniu, poniekąd dlatego, że zamknięte przedszkole mojej Małej wymusiło całodzienną nad nią opiekę.
Wyjątkowo zgraliśmy się też urlopami z mężem (Halleluja!) i długo się nie namyślając ruszyliśmy odwiedzać rodzinę.
Wiedząc, że na pewno na miejscu znajdzie się czas na haftowanie, wzięłam ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy.
Może Elbląg to nie Kanary, ale wcale do dobrego resetu nie trzeba cienia palm i drinków z kokosów. Zapewniam, że kuchnia Buni (babci Helutki) nie jest w stanie nawet równać się z ekskluzywnymi restauracjami. A Magda Gessler przy kuchennym stole na bank pieściłaby swoje kubki smakowe do granic rozkoszy ;)
Moja Ania z kolei zajmowała się nadzwyczaj ciekawymi rozrywkami. Największą frajdę sprawiały jej wyścigi ślimaków, zbieranych z ogródkowych roślin, koszenie trawy i odwiedzanie piwnicy pełnej skarbów, do której zanurzała się co wieczór z wujkiem pomagając rozpalać piec. Ponadto miały miejsce zabawy z szaloną ciocią.
Tatuś relaksował się na swój sposób, a u mnie na materiale przybywały kolejne krzyżyki. Oczywiście w towarzystwie najlepszej na świecie drożdżówki i rozpływającego się w ustach jabłecznika (na samą myśl dostaję ślinotoku).
Nie udało mi się zrobić na raz całości, dlatego prace nad haftem trwały również w Augustowie, gdzie spędzaliśmy czas w rodzinnym gronie z dzieciakami szwagra.
Nigdy nie podejrzewałam, że znajdę pomocników, którzy zamiast oglądania bajek będą kłócić się o miejsce obserwatora przy tamborku i o kolejność rozwijania i ucinania nici.
Nigdy nie podejrzewałam, że znajdę pomocników, którzy zamiast oglądania bajek będą kłócić się o miejsce obserwatora przy tamborku i o kolejność rozwijania i ucinania nici.
Całość dokończyłam już wykorzystując wieczory w domu.
Zawsze warto wymieniać się doświadczeniami z koleżankami po fachu.
Chaga zdradziła mi jak robi siatkę 10 x 10. Przepróbowałam i śmiało mogę powiedzieć, że była to cenna rada,
Trzeba tylko uważać, żeby nie zahaftować nylonowej nici, inaczej cały zarys siatki znika.
Agnieszko, dzięki za podpowiedź.
Kolejna odsłona uroczego haftu za mną, czekam niecierpliwie na kolejną część.
Urlop udany, zatem akumulatory naładowane.
OdpowiedzUsuńObrazek prezentuje się cudnie. U mnie też finisz dopiero we wrześniu, ale przecież nic się nie stało.
Pozdrawiam. Ola.
Urlop nieważne gdzie, ważne z kim, ważne, że tak, jak się lubi!! Bardzo dobrze, że miałaś towarzystwo przy wyszywaniu. Bo jak to mówią ludowe mądrości "czym skorupka za młodu...." Oby rosło nowe pozytywnie zakręcone i zafolkowane pokolenie :))
OdpowiedzUsuń"Ręcami i nogami" popieram dzielenie się doświadczeniami z koleżankami po fachu. Ale jeśli chodzi o siatkę żyłkową, to wierzę na słowo, że pomaga w wyszywaniu. Ja nie mam do jej robienia kompletnie cierpliwości. Nawet nawlekanie igły wydaje mi się stratą cennego czasu :) A nie raz i nie dwa by się przydała... Co czasami czasu natracę, żeby się znaleźć to moje... Jakby się znalazł ktoś, kto będzie świadczył usługę żyłkowania materiału do haftu, to ja bardzo chętnie się piszę.
Gromadka pięknie się powiększyła. A backstitche... Ehhh że też wcześniej się im lepiej nie przyjrzałam. Idealne :))
margoinitka.pl
Śliczny obrazek :)
OdpowiedzUsuńten obrazek z każdą kolejną częścią podoba mi się coraz bardziej
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Bardzo urocza gromadka:-)
OdpowiedzUsuńIle dzieciaczków, świetny hafcik :)
OdpowiedzUsuńPiękny dziecięcy orszak :)
OdpowiedzUsuńBardzo piękne!
OdpowiedzUsuń