Przejdź do głównej zawartości

Zając na kartce

Pozostając jeszcze w klimacie Świąt Wielkanocnych dzielę się zającem.
Tradycyjnie rodzina i znajomi zostali obdarowani świątecznymi życzeniami, które doniósł im w moim imieniu listonosz i mam nadzieję, że była to dla nich miła niespodzianka.

O ile kartek świątecznych nie fotografowałam, bo poszły szybciej niż udało mi się to zrobić, o tyle jedna z nich została uwieczniona.
Jako jedyna wymagała o wiele więcej pracy, ponieważ centralnym punktem miał być zając, który "kupił mnie" tym swoim spojrzeniem.
Co prawda w oryginale jego kolorystyka to szarości, ale ja ociepliłam go nieco beżami i brązami.
W świątecznych przygotowaniach nie było za dużo czasu na haft, więc powstawanie małego obrazka dłużyło się niemiłosiernie.

W końcu wyłonił się zając:


Kształtów dostał dopiero po konturowaniu:


Haft wystarczyło ładnie wkomponować w kartkę. 


Ta specjalna przesyłka poszła z życzeniami świątecznymi do przedszkola mojej Małej. 
Myślę, że panie przedszkolanki zasługują na wyjątkowe życzenia, bo ich praca również taka jest. 

A propos Małej - jak zobaczyła gotową kartkę, to skomentowała: "O, wygląda jak Uszaty!"*

* Uszaty - przyjaciel księżniczki Zosi z bajki "Jej wysokość Zosia".

Komentarze

  1. Ja wpadłam po uszy zakochując się w tym Uszatym jakieś 3 lata temu, ale jeszcze nie miałam okazji go popełnić, zawsze są inne szybsze projekty

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny słodziak. Nie jednego urzeknie tym spojrzeniem. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Śliczny króliś.
    Pozdrawiam
    D.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście Uszaty:-D Fajna kartka:-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziewczynka i kogut - pierwsze parkowanie nici

Nastolatki miewają stany fascynacji i uwielbienia graniczącej z obłędem. Nie mogą spać, nie mogą jeść, głowę zaprzątają tylko myśli o "tym czymś", tak ważnym, że nic innego się wtedy nie liczy. Podobnie mówią o koniach, które z klapkami na oczach biegną w jednym kierunku i nie zatrzymają się, póki nie osiągną celu. Niestety i mi się to niedawno przytrafiło. Opętał mnie jeden wzór, przepięknie opracowany przez Olgę Sotnikovą - Dziewczynka i kogut. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, bo wyraża sielskość, niewinność, trud pracy, historię... Urzekł prostotą obrazu i najzwyklejszym pięknem codzienności. Dziewczynka z kogutem chodziła za mną od jesieni. Nici skompletowane leżały w szafce, a ja przebierałam nogami, żeby tylko zacząć pracę nad tym uroczym obrazkiem. Ale po drodze święta i robienie pocztówek, małe rodzinne perypetie chorobowe i tysiąc innych drobiazgów. A w głowie tylko przewijała się myśl: "kiedy w końcu będzie czas na dziewczynkę?". St

Tradycyjny "język haftu"

Czy wiedzieliście, że haftem można pisać? W opracowaniu dotyczącym symboliki zawartej na ukraińskich ręcznikach obrzędowych znalazłam "język haftu". To swego rodzaju pismo obrazkowe, a jak wiadomo, to najstarsza forma zamykania słów na długi czas. Nie są prawda wykute na skale, ale stworzone igłą i nitką. Zgodnie z tradycją pierwsze ręczniki otrzymywało się po urodzeniu. Była na nich rozpisana data urodzenia właśnie przez haft. Wersy oznaczające liczby, litery, wyrazy, można było odczytywać znając oczywiście symbolikę. Zaciekawiona, że można przez geometryczne wzory cokolwiek napisać, krążyło mi po głowie jak tego użyć. Myśli co prawda ucichły na dłuższy czas, ale dnia pewnego odezwała się do mnie Ania z pomysłem wykonania metryczki. Najpierw podsunęłam jej myśl umieszczenia starych symboli określających "matkę", ale zapalona żaróweczka przypomniała o białoruskim opracowaniu. Koncepcja zeszła na zupełnie inne tory, a zaufanie do mojej wizji dodało wiatru w ż

Perebory - podlaskie skarby

Strych - niesamowite miejsce owiane nutą tajemnicy. Docenia się go po upływie czasu. Wrzucane na bieżąco rzeczy nieprzydatne na dany moment stoją zapomniane, osiada na nich kurz, póki ktoś nie postanowi zdmuchnąć go i na nowo odkryć starocie. Mieszkanie w bloku ma swoje plusy. Brakuje w nim jednak dwóch ważnych miejsc, które są w domach: ogrodu i strychu właśnie. Zawsze zazdroszczę mieszkańcom domów stojących już od jakiegoś czasu, że mają do nich dostęp. Pamiętam, że jako dzieci uwielbialiśmy z rodzeństwem tą wspinaczkę po schodach jak na Mount Everest i docieranie do najlepszego miejsca zabawy w całym domu. Z dumną pralką Franią, książkami, ubraniami, domowymi sprzętami. Być może ten obraz wyidealizował się w pamięci, a czas go dodatkowo podkolorował, ale wrażenia z przebywania na strychu dalej tkwią w sercu. Podlasie ma w sobie wiele takich nieodkrytych i z czasem zakurzonych skarbów, których miejsce nie jest na strychu, ale w głównym pokoju. W południowej części, blisko Białe