Przejdź do głównej zawartości

Broszka z różą łowicką

Już dawno na moim tamborku nie pojawiał się haft cieniowany.
Okazja do jego powrotu pojawiła się szybko. 
Koleżanka szukała prezentu dla swojej mamy i pomyślała, że dużą radość może jej sprawić wykonana ręcznie broszka.
Decyzja padła na haft na czarnym tle. 
Od razu do głowy przyszedł pomysł robionego kiedyś maku. 
Żeby nie powielać pomysłów postanowiłam zamówić nieco większą bazę niż dotychczasowe 18x25mm. 
Dało to większe pole haftu, i z małego maku pomysł przeobraził się w łowicką różę. 
Dwa wieczory, jeden na haft, drugi na oprawę, dały naprawdę satysfakcjonujący efekt.

I tak prezentuje się zamknięta w ramy 30x40 mm owalu:


Ze zdjęć robionych na szybko wieczorną porą ostało się ino jedno godne publikacji. 
Mam nadzieję, że oddaje piękno broszki, bo w rzeczywistości wygląda zdecydowanie lepiej.


Komentarze

  1. Piękna! pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna broszka! Aż wierzyć się nie chce, że tworzysz ten haft tylko w jeden wieczór!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam i zachwycam się tak wspaniałym małym diamencikiem hafciarskim!

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam i zachwycam się tak wspaniałym małym diamencikiem hafciarskim!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowna - poluję właśnie na jakąś piękną broszkę - Twoja mnie jeszcze bardziej zainspirowała :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejne cudo wyszło spod Twoich rączek:)
    Piękna broszka i jaki misterny haft:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ładna , taka w starym stylu :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Prześliczny haft, a na tym czarnym tle wygląda zjawiskowo:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Agnieszko broszka jest cudna :).

    OdpowiedzUsuń
  10. zachwycająca broszka! dziękuję za udział w moim candy i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Perebory - podlaskie skarby

Strych - niesamowite miejsce owiane nutą tajemnicy. Docenia się go po upływie czasu. Wrzucane na bieżąco rzeczy nieprzydatne na dany moment stoją zapomniane, osiada na nich kurz, póki ktoś nie postanowi zdmuchnąć go i na nowo odkryć starocie. Mieszkanie w bloku ma swoje plusy. Brakuje w nim jednak dwóch ważnych miejsc, które są w domach: ogrodu i strychu właśnie. Zawsze zazdroszczę mieszkańcom domów stojących już od jakiegoś czasu, że mają do nich dostęp. Pamiętam, że jako dzieci uwielbialiśmy z rodzeństwem tą wspinaczkę po schodach jak na Mount Everest i docieranie do najlepszego miejsca zabawy w całym domu. Z dumną pralką Franią, książkami, ubraniami, domowymi sprzętami. Być może ten obraz wyidealizował się w pamięci, a czas go dodatkowo podkolorował, ale wrażenia z przebywania na strychu dalej tkwią w sercu. Podlasie ma w sobie wiele takich nieodkrytych i z czasem zakurzonych skarbów, których miejsce nie jest na strychu, ale w głównym pokoju. W południowej części, blisko Białe...

Tradycyjny "język haftu"

Czy wiedzieliście, że haftem można pisać? W opracowaniu dotyczącym symboliki zawartej na ukraińskich ręcznikach obrzędowych znalazłam "język haftu". To swego rodzaju pismo obrazkowe, a jak wiadomo, to najstarsza forma zamykania słów na długi czas. Nie są prawda wykute na skale, ale stworzone igłą i nitką. Zgodnie z tradycją pierwsze ręczniki otrzymywało się po urodzeniu. Była na nich rozpisana data urodzenia właśnie przez haft. Wersy oznaczające liczby, litery, wyrazy, można było odczytywać znając oczywiście symbolikę. Zaciekawiona, że można przez geometryczne wzory cokolwiek napisać, krążyło mi po głowie jak tego użyć. Myśli co prawda ucichły na dłuższy czas, ale dnia pewnego odezwała się do mnie Ania z pomysłem wykonania metryczki. Najpierw podsunęłam jej myśl umieszczenia starych symboli określających "matkę", ale zapalona żaróweczka przypomniała o białoruskim opracowaniu. Koncepcja zeszła na zupełnie inne tory, a zaufanie do mojej wizji dodało wiatru w ż...

Dziewczynka i kogut - pierwsze parkowanie nici

Nastolatki miewają stany fascynacji i uwielbienia graniczącej z obłędem. Nie mogą spać, nie mogą jeść, głowę zaprzątają tylko myśli o "tym czymś", tak ważnym, że nic innego się wtedy nie liczy. Podobnie mówią o koniach, które z klapkami na oczach biegną w jednym kierunku i nie zatrzymają się, póki nie osiągną celu. Niestety i mi się to niedawno przytrafiło. Opętał mnie jeden wzór, przepięknie opracowany przez Olgę Sotnikovą - Dziewczynka i kogut. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, bo wyraża sielskość, niewinność, trud pracy, historię... Urzekł prostotą obrazu i najzwyklejszym pięknem codzienności. Dziewczynka z kogutem chodziła za mną od jesieni. Nici skompletowane leżały w szafce, a ja przebierałam nogami, żeby tylko zacząć pracę nad tym uroczym obrazkiem. Ale po drodze święta i robienie pocztówek, małe rodzinne perypetie chorobowe i tysiąc innych drobiazgów. A w głowie tylko przewijała się myśl: "kiedy w końcu będzie czas na dziewczynkę?". St...