Jestem w takim wieku, że większość znajomych swoje ceremonie ślubne ma już za sobą. Bliżej im do kupowania coraz to nowych pieluch.
Tegoroczny sezon ślubny zainicjował kolega z pracy. Z miłą chęcią planowałam wybranie się na jego ślub. Wcześniej zostałam poproszona też o zrobienie kartki, która z podpisami pracowników byłaby dla Młodych miłą pamiątką. Wydawało mi się to oczywiste, że komu jak komu, koledze, którego się lubi nawet zrobić ją trzeba bez proszenia.
Termin się zbliżał, więc czas brać się do pracy.
Jak nigdy siadając za stołem kompletnie nie miałam pomysłu na kartkę. Wiedziałam, że przyszła żona - Emilia lubi ludowe motywy i że razem z Marcinem śpiewają w Chórze Uniwersytetu w Białymstoku.
Wyrzuciłam na widok co miałam.
Wybrałam format A5, żeby każdemu starczyło miejsca na podpis w środku. Jak mówią - grosz do grosza i będzie kokosza - i tak powolutku materiały wpadające pod ręce zaczęły układać się w zgrabną całość. Efekt jest taki:
Jako, że kartki za nic w świecie nie upchnęłabym w kopertę, to sprawdziło się zamówione niedawno pudełko. Ono też zyskało swoją szatę, oczywiście tak, by pasowało do kartki. Pudełko prezentuje się następująco:
Idąc tropem kulinarnym Młodzi znaleźli w środku takie życzenia:
Swoją drogą sam ślub był przepiękny. Na własnym nie płakałam, a tu powstrzymałam łezkę. Wspaniałą oprawę i klimat ceremonii dał chór, który ledwo mieścił się na górze.
Wróciły wspomnienia z 2007 r, kiedy staliśmy z mężem przed ołtarzem i wypowiadaliśmy słowa przysięgi. Czas leci szybko.....
Komentarze
Prześlij komentarz