Przejdź do głównej zawartości

Lokalność i "mała ojczyzna"

 Czy zastanawialiście się kiedyś jak określa Was miejsce, w którym mieszkacie? 

To nie tylko domy, ulice, bloki, pobliski park czy boisko przy szkole. Jakby poszukać głębiej, to otaczające nas rzeczy nie przywiązują nas do siebie, chyba, że tworzą coś więcej i mają jakiś ładunek emocjonalny. A jeśli o emocjach mowa, to po nitce do kłębka dochodzimy do ludzi, którzy współtworzą naszą przestrzeń. To sąsiadka z pierwszej klatki, pani z warzywniaka, czy dzieciaki krzyczące pod oknem w zabawie. 

To emocje działają na nas tak, że nasze miejsce nie jest zawieszone w próżni. Z czasem tworzą się związane z nim wspomnienia. Czasem takie codzienne i zwykłe. 

To moje pojęcie "małej ojczyzny". 

Urodziłam się w Białymstoku i to z tym miastem wiążę większość moich wspomnień. Nie zaznałam "wiejskiego życia", chociaż zawsze mnie fascynowało. Moja rodzina to puzzle z różnych miejscowości, które połączyły się tu, gdzie teraz jestem. To nie znaczy, że mimo, że nie jestem związana z tym miejscem od dziada-pradziada, nie może być ono "moją lokalnością". 

To poczucie przynależności naturalnie zaczęło się rozszerzać. Mówią, że Podlasie jest wielokulturowe i fascynujące. To prawda, jednak kryje też swoje pułapki. Czasem różnice między ludźmi mogą być generalizowane,  stereotypowe i postrzegane powierzchownie,

Moje patrzenie na Podlasie jest przez pryzmat rękodzieła, szczególnie haftu i ludzi, którzy je tworzą lub doceniają. To taki most pomiędzy moim brakiem wielowiekowych korzeni, a jednocześnie poczuciem, że to moje miejsce na ziemi.

Największą kopalnią wzorów do haftu są ręczniki obrzędowe. To typowe słowiańskie tkaniny, które można spotkać i w Polsce, i na Białorusi, i na Ukrainie. Wiele motywów przenika się do tego stopnia, że podobieństwo widać we wszystkich tych krajach. Przez wiele lat ziemie obecnego Podlasia były tasowane na wszelkie możliwe sposoby. Nic dziwnego, że teraz taka tu różnorodność.

Gdy tylko mam okazję podpatrywać obrzędowe ręczniki, robię to z należytym szacunkiem do ich historii i rąk, które je wykonywały.  

Was zachęcam do odwiedzenia wystawy stałej w Muzeum w Bielsku Podlaskim, gdzie na żywo zobaczycie bogactwo ludowego wzornictwa.

(zdj. Muzeum Podlaskie w Białymstoku) 

(zdj. Muzeum Podlaskie w Białymstoku)  


(zdj. Muzeum Podlaskie w Białymstoku) 

Do odkrycia blisko mnie jest jeszcze wiele ludowych skarbów. A największe z nich kryją się w najbardziej niepozornych miejscach.

Zachęcam Was, żeby porozglądać się wokół siebie, przeszukać stare szafy mamy, babci i pobawić się w odkrywcę swoich rodzinnych tradycji.

A może już coś fascynującego znaleźliście?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tradycyjny "język haftu"

Czy wiedzieliście, że haftem można pisać? W opracowaniu dotyczącym symboliki zawartej na ukraińskich ręcznikach obrzędowych znalazłam "język haftu". To swego rodzaju pismo obrazkowe, a jak wiadomo, to najstarsza forma zamykania słów na długi czas. Nie są prawda wykute na skale, ale stworzone igłą i nitką. Zgodnie z tradycją pierwsze ręczniki otrzymywało się po urodzeniu. Była na nich rozpisana data urodzenia właśnie przez haft. Wersy oznaczające liczby, litery, wyrazy, można było odczytywać znając oczywiście symbolikę. Zaciekawiona, że można przez geometryczne wzory cokolwiek napisać, krążyło mi po głowie jak tego użyć. Myśli co prawda ucichły na dłuższy czas, ale dnia pewnego odezwała się do mnie Ania z pomysłem wykonania metryczki. Najpierw podsunęłam jej myśl umieszczenia starych symboli określających "matkę", ale zapalona żaróweczka przypomniała o białoruskim opracowaniu. Koncepcja zeszła na zupełnie inne tory, a zaufanie do mojej wizji dodało wiatru w ż

"Droga do raju"

Ostatnio miałam okazję obejrzeć spektakl teatralny, a w zasadzie film teatralny, zatytułowany "Droga do raju".     W inicjatywę zaangażowana jest grupa "ZaTopieni w historii", która działa w miejscowości Topilec niedaleko Białegostoku. To efekt długofalowej pracy ks. Jarosława Jóźwika - proboszcza parafii św. Mikołaja Cudotwórcy w Topilcu, Katarzyny Siergiej, Anny Kołosow-Ostapczuk i młodych aktorów amatorów.    (zdj. fb - ZaTopieni w historii) Słowem wprowadzenia: od kilku lat ma miejsce projekt "ZaTopieni w historii". To poszukiwanie lokalnych historii, takich zwyczajnych, ludzkich opowieści, rozmów ze starszymi, z rodzinami. To drążenie tematu do tego stopnia, że czasem staje się niewygodny i zaczyna uwierać. To punkt wyjścia do opowiedzenia na nowo wspomnień w artystycznej i symbolicznej formie. To teatr zakorzeniony w lokalnej społeczności. Wykonanie spektaklu nie byłoby możliwe, gdyby młodzi ludzie nie dojrzewali razem z projektem, gdyby nie budzi

Dziewczynka i kogut - pierwsze parkowanie nici

Nastolatki miewają stany fascynacji i uwielbienia graniczącej z obłędem. Nie mogą spać, nie mogą jeść, głowę zaprzątają tylko myśli o "tym czymś", tak ważnym, że nic innego się wtedy nie liczy. Podobnie mówią o koniach, które z klapkami na oczach biegną w jednym kierunku i nie zatrzymają się, póki nie osiągną celu. Niestety i mi się to niedawno przytrafiło. Opętał mnie jeden wzór, przepięknie opracowany przez Olgę Sotnikovą - Dziewczynka i kogut. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, bo wyraża sielskość, niewinność, trud pracy, historię... Urzekł prostotą obrazu i najzwyklejszym pięknem codzienności. Dziewczynka z kogutem chodziła za mną od jesieni. Nici skompletowane leżały w szafce, a ja przebierałam nogami, żeby tylko zacząć pracę nad tym uroczym obrazkiem. Ale po drodze święta i robienie pocztówek, małe rodzinne perypetie chorobowe i tysiąc innych drobiazgów. A w głowie tylko przewijała się myśl: "kiedy w końcu będzie czas na dziewczynkę?". St