Historia zaczyna się następująco: rozmawiamy sobie z koleżanką z pracy i od słowa do słowa luźnej pogawędki, której temat spadł na moje haftowanie, pada pytanie: - A kurę masz? Tylko jakąś małą. Przewertowałam swoje wzory i pokazuję różne kury... Ta za duża, ta niezbyt fajne kolory, ta odpada w przedbiegach... Jest. Mały, prosty wzór podkreślony konturowaniem. - O, ta za..ebista! Bo to dla faceta, mój brat uwielbia kury. Trochę długo zabierałam się za haft, ale brak ograniczeń czasowych rozleniwia. Wena przyszła po urlopie - nota bene spędzonym częściowo wśród (!) kur. Kilka wieczorów siedzenia przy tamborku i gotowe. Debatowałyśmy wcześniej, w co można wkomponować haft i ostateczna decyzja padła na pudełko. Poszukiwania gotowego pasującego kolorystycznie oczywiście skończyły się fiaskiem. Ale jak mówi przysłowie: gdy zamykają się drzwi, otwiera się okno. Pudełko powstało od podstaw czyli cartonnage znów był "na tapecie". Ma...